Miałam nadzieję na coś lekkiego. Coś, co pozwoli mi śmiać się do łez. Co dostałam po lekturze Adiós Muchachos ? Czy dałam się uwieść pięknej Alicji, która jako sposób na życie wybrała bycie rowerową dziwką ?
Przekonajcie się sami. Zapraszam na recenzję.
„Adiós muchachos” trafiło w moje ręce przy okazji zamawiania książek z księgarni internetowej. Do okrągłej sumy brakowało mi parę złotych, a że akurat ta pozycja mignęła mi wcześniej przed oczami, to postanowiłam, że się skuszę. Czy to był dobry pomysł? Zdecydowanie NIE!
Czytając „Adiós muchachos”, zastanawiałam się, co to jest i czy aby na pewno mogę to nazwać książką? Chyba pierwszy raz coś wywołało we mnie tak... krytyczne uczucia. Podczas lektury miałam wrażenie, jakby autor próbował upchnąć wszystko na siłę, tak by jego dzieło wpasowało się w, jak najwięcej kategorii i spodobało jak największej ilości osób, a przy tym poszedł po jak najmniejszej linii oporu. Przez ten „zabieg” trzy czwarte książki było dla mnie jednym wielkim »pomieszaniem z poplątaniem« i dopiero pod koniec książki byłam w stanie przyswoić to, o co w tym wszystkim chodziło.
Styl pisania autora nie przypadł mi do gustu. Nie potrafię znaleźć żadnego plusa, a to dziwne, bo zawsze jest chociaż jeden mały plusik. Dialogi między bohaterami wydawały mi się tak bezosobowe, że czytanie składu parówek wydaje się zajęciem bardziej emocjonującym... i dynamicznym niż to, co zostało nam „ofiarowane” w „Adiós muchachos". Tak samo ciekawe były opisy scen erotycznych — o ile można je tak nazwać. Zastanawiam się, czy to naprawdę miało działać na psychikę czytelnika. Dla mnie było to co najmniej żenujące.
Zresztą sami bohaterowie też na kolana mnie nie powalili.
Alicja — niby taka wygadana, potrafi owinąć sobie wokół palca każdego faceta... Dla mnie była płytka i pusta i to nie dlatego, że postanowiła zarabiać w taki, a nie inny sposób. Bardziej drażniło mnie jej zachowanie. To jak bardzo rzeczowo podchodziła do siebie i do wszystkiego wokół. To jak się wypowiadała oraz to jak się wpakowała w problemy z Victorem.
No właśnie. Victor King. Kolejne beznadziejne zero tej historii. Zarozumiały pajac, który myśli, że z kasą przy tyłku jest bogiem... W sumie to nie dziwię się, że dogadał się z Alicją. W końcu mia ł to, co la niej było najważniejsze. PIENIĄDZE... i nawet trup nie jest w stanie przeszkodzić im w zdobyciu tego, co pragną.
Co do reszty bohaterów wypowiadać się nie będę. Czemu? Bo nie wiem nic na ich temat. Zero! Podczas „Adiós muchachos” gubiła się tak, że nie mogłam określić kto, jest kim, kto się czym zajmuje ani kto jak wygląda. Nawet przy poszczególnych rozdziałach jest ciężko połapać się, kto teraz się wypowiada.
Podsumowując:
Spodziewałam się czegoś w rodzaju komedii ze śmiałymi scenami erotycznymi i przeplecionymi wątkami kryminalnymi/sensacyjnymi, a dostałam gniot. Dawno tak nie żałowałam, że przeczytałam książkę, ale niestety „Adiós muchachos” zmarnowało tylko mój czas.
Recenzja pochodzie z bloga:
www.worldbysabina.blogspot.com