"Aby zatrzymać ulotność chwili".
Tytuł tej powieści powiedział mi dość dużo i w zasadzie już od samego początku wiedziałam na kanwie jakiego wątku będzie zbudowana cała fabuła. Zastanawiam się cały czas, co spowodowało tę przewidywalność - mój wyrobiony zmysł czytelniczy czy może jednak sama wymowa tytułu. Jedno jest jednak pewne, nie zakłóciło to w żaden sposób emocji, jakie wywołała we mnie lektura "Matki mojej córki".
Magdalena Majcher to znana blogerka książkowa i pisarka, prowadząca swoją stronę pod nazwą "Przegląd czytelniczy". Na co dzień, autorka pracuje jako copywriter, publikuje swoje opowiadania w kobiecej prasie. Prywatnie szczęśliwa żona i mama dwóch synów, kochająca Bałtyk. Zadebiutowała wydaną w 2016 r. książką pt. "Jeden wieczór w Paradise”.
Nina jako szesnastoletnia nastolatka zaszła w ciążę ze swoim ukochanym chłopakiem Tomkiem. Pod wpływem kilku czynników, oddała dziecko do adopcji i wyjechała z rodzinnej Czeladzi, by ułożyć sobie życie. Gdy po siedemnastu latach niespodziewanie umiera jej ojciec, bohaterka wraca do miejsca skąd pochodzi, by zająć się matką i młodszą siostrą. Śmierć taty zapoczątkowuje lawinę wydarzeń mających swoją genezę głęboko w przeszłości Niny.
Lektura najnowszej powieści Magdaleny Majcher wywoływała we mnie stan, w którym po prostu musiałam wyrzucić z siebie, na głos, wiele wulgarnych epitetów. Zapytacie zapewne dlaczego? Otóż najwięcej emocji wzbudzała we mnie relacja na linii córka – rodzice, a w szczególności córka – matka. Małgorzata, matka Niny jako osoba dorosła winna bowiem stanowić podporę dla swojej córki, gdy ta znalazła się w tak krytycznej sytuacji. Tymczasem kobieta pozwoliła, by prym wiodły wyłącznie jej egoistyczne pobudki. Nie potrafię zrozumieć tego, jak można w pogoni za własnym marzeniem, w taki wyrachowany sposób skrzywdzić własną córkę. I pomimo faktu, że Nina usprawiedliwiała zachowanie matki, w mojej ocenie to właśnie ona zrobiła jej największą krzywdę, poddając jej chore rozwiązanie całej sytuacji. Małgorzata wywołała tym samym we mnie wiele negatywnych uczuć z obrzydzeniem i niezrozumieniem na czele. Ojciec, niejako w tle, również zawinił, jednak to właśnie matka napędziła spiralę wydarzeń, które odbiły się czkawką na życiu każdego z bohaterów tej historii.
Magdalena Majcher po raz kolejny po "Stanie nie!błogosławionym" dotknęła tematu macierzyństwa. Jednak w tym przypadku od zupełnie innej strony, czyli wpadki nastolatki, która nie jest psychicznie nastawiona na wejście w rolę matki. Zastosowany przez autorkę zabieg retrospekcji w postaci przeplatania się ze sobą teraźniejszości i wydarzeń, które miały miejsce siedemnaście lat temu, okazał się strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu bowiem otrzymałam możliwość odkrywania kolejnych fragmentów całej układanki, a napięcie jakie mi temu towarzyszyło, jedynie potęgowało moje zaciekawienie finałem całej tej historii. I pomimo tego, że praktycznie od początku domyśliłam się w jakim kierunku zmierza główny wątek, moja uwaga skupiła się na emocjach, jakie towarzyszyły tej lekturze.
"Matka mojej córki" to pełna gorzkiego posmaku opowieść o trudnych wyborach, które rzutują na nasze całe życie. O tym, że musimy ponosić konsekwencje własnych decyzji oraz o tym, że nic nie jest tylko czarne i białe. To także książka przemycająca wątek godnego rodzenia w szpitalach oraz pragnienia macierzyństwa, które zbyt często przekształca się w obsesję. Nie zawiodłam się na kolejnej powieści Magdaleny Majcher, więc wy na pewno też będziecie z tej lektury mocno zadowoleni. Emocje gwarantowane!
http://www.subiektywnieoksiazkach.pl/