Po tym, jak Ever trafiła na celownik Haven, wie, że w ostatecznym starciu przetrwać może tylko jedna z nich. Trenuje i przygotowuje się mentalnie, ale jak może świadomie wysłać swoją przyjaciółkę do Shadowlandu ?
W trakcie jednej z konfrontacji Haven uświadamia Ever, że jej bratnia dusza skrywa przed nią mroczne sekrety. Nasza główna bohaterka nie wie, czy powinna zaufać osobie, która tak bardzo pragnie jej śmierci. Wkrótce jednak podczas jednej z wizyt w Summerlandzie przekona się na własne oczy co takiego Damen, próbuje przed nią ukryć.
Oprócz rozterek ze świata nieśmiertelnych Ever wciąż ma na głowie wkurzoną Sabine, która coraz bardziej próbuje naciskać na nastolatkę, by ta w końcu skończyła "swoje wygłupy".
Na domiar złego Jude oprócz ochrony będzie potrzebował wsparcia przyjaciółki, ale czy sama przyjaźń mu wystarczy ?
Czy tak jest z każdą tego typu serią? Z każdym tomem ma się wrażenie, że to już nie to samo. Pierwsza część cyklu Nieśmiertelnych dała mi tyle nadziei na historię zupełnie inną niż reszta. Może i trochę schematyczną, ale mimo wszystko inną. Tymczasem „Nocna Gwiazda”, zamiast mnie wciągnąć, zaskoczyć i zatrzymać wolała odepchnąć od siebie i tym samym nie pozwolić zagłębić się w historię.
Mam tak mieszane uczucia, że sama nie wiem, od czego zacząć i jak ubrać myśli w słowa. Z jednej strony czuję niedosyt, bo to nie to, czego się spodziewałam, ale z drugiej strony mam przesyt, bo nieustannie przy lekturze towarzyszyło mi wrażenie, że to za dużo jak na jedną nastolatkę. Ever nie miała szansy skupić się na jednym problemie, bo zaraz pojawiał się kolejny. Sama nie umiałam głębiej zastanowić się nad jakimś wątkiem.
edyny wątek, który mnie zaciekawił to te paskudne, szare bagna z Summerlandu i choć mam nadzieję, że sytuacja ciekawie rozkręci się w kolejnej części, to bardzo obawiam się, że autorka spieprzy znów wszystko po całości.
To chyba tyle z plusów, jeśli chodzi o fabułę. Reszta... No cóż, zębów z podłogi z zachwytu nie zbierałam.
Zacznijmy od Haven. Tak jak już we wcześniejszych recenzjach wspominałam — nie lubię jej, a z każdą częścią moja niechęć do niej wzrasta. Wiem, że robi nam za czarny charakter, ale mimo wszystko wolałam Romano lub Drinę - byli zdecydowanie mniej upierdliwi.
Czym teraz zabłysła? Oprócz irytacji zaczęła wywoływać znudzenie. No bo ile można czytać jej pogróżki? To tak jak „straszenie” dzieci Baba Jagą, która czai się za drzwiami szafy — pogrozimy, pogrozimy, a i tak nic z tego nie wyjdzie.
Czas do tej OSTATECZNEJ konfrontacji (bo nie myślcie sobie, że była tylko jedna... O NIE! Było ich zdecydowanie więcej — niczym zabawa w kotka i myszkę) dłużył mi się strasznie. Za każdym razem, gdy pomyślałam, że to już, że to właśnie ten moment... okazywało się, że moja iskierka w oczach gaśnie tak szybko, jak szybko się rozpaliła.
W takim razie co umilało mi czas w trakcie czytania? A no parę minusików, którymi podzielę się z wami:
Kojarzycie te SEKRETY, o których wspominałam wcześniej? No a jakby inaczej skoro nawet opis na okładce o tym mówił. Cóż... Muszę was „zaskoczyć”! To bujda! Taki... chwyt marketingowy? Narobili tyle szumu. Spodziewałam się, że mnie z butów wyrwie. I co? Jajco. Dałam się zrobić w balona i tyle.
Warto poruszyć również kwestię Juda. Polubiłam go, choć muszę przyznać, że ma chłopaczyna pecha. Denerwowało mnie, jak Ever bawiła się jego uczuciami. On wytrwale to znosił, ale ja już taka cierpliwa nie byłam. Miałam ochotę krzyknąć: Ever! Ogarnij się! Ludzkie uczucia to nie zabawki! - ale czy to by coś dało? Przecież ona chciała tylko sprawdzić, czy aby napewno dobrego chłopa sobie wybrała. Widzicie w tym coś złego? Eee gdzie tam!
O Panu Kryształowym też wspomnę. Super, że kocha bez względu na wszystko. Super, że przebacza. Naprawdę doceniam, ale... Wciąż mam wrażenie, że Ever siedzi w tym wszystkim sama. Damen pojawia się i znika tak jak słońce w tym naszym cudnym maju. Trwałość i częstotliwość identiko. Czy tylko ja jestem zdania, że w związku problemy powinno rozwiązywać się wspólnie? Jak widać, Damen nie zawsze o tym pamięta.
Niby książkę przeczytałam bez większych problemów z tą dobrze znaną serii płynnością, ale... Brakowało mi tego efektu WOW! Chciałam się wciągnąć i przeżywać historię razem z bohaterami, a zamiast tego czułam się, jakbym czytała opis odcinka „Mody na sukces” - czyli ten sam bezosobowy schemat. Nic co mogłoby mnie zaciekawić.
Recenzja pochodzi z bloga:
www.worldbysabina.blogspot.com