"Pozornie sami podejmujemy decyzje, ale tak naprawdę jesteśmy tylko malutkim trybikiem w jakiejś potężnej machinie, której nawet sens działania nie jest nam znany".
Lubię być zaskakiwana. Zaskakiwana zmianą formy i gatunku w jakim obraca się dany autor. Michał Krupa znany mi dotychczas z książek prześmiewczych, pełnych komizmu, groteski i satyry, tym razem zaserwował mi coś zupełnie innego. Historię prawie mistyczną, pełną magii i tego, co niewyjaśnione. A ja muszę się teraz oswoić z zupełnie nową twarzą autora.
Michał Krupa to pisarz młodego pokolenia, a do tego szaleniec. Jest pacyfistą z wyboru, a barbarzyńcą z przekonań. Autor takich książek, jak: "Cześć, mam na imię Michał", "Łosoś norwesko–chiński", "Łosoś a’la Africa", "Maślana-czas pokoju", "Janek herbu pół krowy" oraz "Na głowie stanęło".
Krzysztof i Monika to młodzi ludzie, których połączyło dość niezwykłe zamiłowanie, jakiego nie rozumieją inni. Bohaterowie żyją sobie na uboczu, by nie wywoływać u sąsiadów agresji i wściekłości. Pewnego dnia Krzysztof pod wpływem dziwnego snu uzmysławia sobie, że ich inność może stanowić duże zagrożenie. Mężczyzna wyrusza w podróż w celu znalezienia odpowiedzi na dręczące go pytania.
"Miłość do trawy" to przedziwna historia, która dostarcza tyle samo pytań, co i odpowiedzi. Tajemnicza więź głównych bohaterów z przyrodą staje się dla autora pretekstem do ukazania pogłębionych rozważań dotyczących życia oraz tego, co na co dzień jest dla nas drogowskazem do dalszej wędrówki. Krzysztof szuka odpowiedzi i krok po kroku zbliża się do swojego celu. Na końcu swojej drogi jednak przewartościowuje sobie własne poglądy i całe spojrzenie na otaczającą go rzeczywistość. Można w zasadzie powiedzieć, że poznaje prawdę, która pozwala mu doświadczać życia nie tylko rozumem i logiką, ale także własną intuicją i instynktem. Myślę, że właśnie to widoczne przesłanie chciał przekazać Michał Krupa w swojej najnowszej książce, a wielu z nas zamiast zachowywać się jak Krzysztof, powinno brać wzór z Moniki, która od początku podąża za tym, co prawdziwe i zgodne z odwiecznym rytmem życia.
W powieści zawarta została widoczna płaszczyzna dotykająca kultu Słowian. Michał Krupa szlakiem Krzysztofa prowadzi czytelnika na górę Ślężę, czyli do jednego z najstarszych miejsc kultu naszych przodków. Tam przypomina, że Słowianie czerpali swoją siłę z daru przyrody, a to co nadnaturalne, wzbudzało wówczas szacunek i pokłon. Wiele w tej książce także odniesień do siły samej natury – drzew, trawy, gwiazd, czy też zwierząt. Siły, o której zbyt często zapominamy, ogłaszając się panami Ziemi. Ubolewam nad tym, że autor nie rozbudował bardziej całej fabuły – nie rozszerzył podróży głównego bohatera, nie przybliżył bardziej miejsc ważnych dla naszych przodków. Wówczas bowiem cała ta historia byłaby pełniejsza, wartościowsza i zasługiwałaby na miano epickiej.
Najnowsza książka Michała Krupy to zupełny powiew świeżości w jego twórczości prozatorskiej. Melancholijna, pełna przemycanych życiowych prawd, nieco mistyczna. Fanów powieści autora ten tytuł z pewnością zaskoczy.
http://www.subiektywnieoksiazkach.pl/