"Szaleństwo się nawarstwia, a potem wdziera się nienawiść i wyzwala żądzę krwi. To proces długi i zimny".
W mojej czytelniczej wędrówce pojawiają się takie książki, które pomimo tego, że nie wywołują sobą zachwytu, pozostawiają coś innego. Swoiste przeświadczenie, że mrok oplata każdego z nas, niezależnie od płci, wieku i innych czynników. Mrok, który może wyłonić się z zakamarków naszej duszy zupełnie niespodziewanie i zupełnie niespodziewanie pochłonąć jasną stronę naszej jaźni. W tym właśnie tkwi cała istota zła.
Luca D'Andrea to włoski pisarz, mieszkający i pracujący w Bolzano. Jest absolwentem filologii niemieckiej oraz socjologii literatury, uczy obecnie języka włoskiego w szkołach gimnazjalnych. Jest autorem trylogii fantasy dla młodzieży, a także scenariusza do serialu obyczajowego ukazującego pracę ratowników górskich w Dolomitach.
Jeremiasz Salinger to dokumentalista, który przeprowadza się wraz z rodziną do miejscowości położonej u podnóża Dolomitów. Bohater zamierza nakręcić film dokumentalny o pracy lokalnych ratowników górskich. W wyniku tragedii, jako jedyny wraca żywy z wyprawy, po której nie opuszcza go psychiczna trauma. Lekarstwem wydaje się natrafienie przez niego na nierozwiązaną dotychczas zagadkę masakry w wąwozie Bletterbach jaka miała miejsce w 1985 r.
Luca D'Andrea zaserwował mi pełnokrwisty, psychologiczny dreszczowiec, w którym prym wiodą takie elementy jak rosnące napięcie, tajemniczość oraz niepewność. Co jednak najważniejsze w fabule tego utworu to fakt, iż cała akcja koncentruje się wokół różnorakich emocji oraz przede wszystkim wokół psychologicznych aspektów postępowania poszczególnych postaci. Nie znalazłam bowiem w tej książce wartkiej akcji czy też jej spektakularnych zwrotów, lecz fabułę prowadzoną dość powolnym, ale jednocześnie jednostajnym tempem, w której motywy działania bohaterów stanowią najistotniejszy element. Tajemnica zabójstwa trójki młodych ludzi sama w sobie nie wywołała we mnie wielkich emocji, ale ukazane w zakończeniu motywy, jakie popchnęły mordercę do tak okrutnego czynu, już tak. Luca D'Andrea pokazał bowiem istotę zła w pełnej krasie i w przerażającym wymiarze.
Pomimo faktu, że spodziewałam się po tej historii szybszego tempa akcji, czytałam tę książkę z zapartym tchem, chcąc jak najszybciej rozwiązać zagadkę masakry w wąwozie Bletterbach. I kiedy już myślałam, że rozwiązanie jest tak blisko, prawie podane czytelnikowi na tacy - autor nieoczekiwanie zmienił zupełnie koncepcję fabularną, burząc moją dotychczasową logikę myślenia. Zakończenie to dla mnie zupełne zaskoczenie – pełnokrwisty suspens i przyznam, że dość długo nie mogłam się po nim otrząsnąć.
Nietrafionym wydaje mi się stawianie prozy autora z takim klasykiem, jakim jest Stephen King. Owszem, ukazanie małomiasteczkowej lokalnej społeczności, jaka dzieli ludzi na swoich i obcych, które czytelnik otrzymuje w książce przypomina nieco te znane nam z powieści króla horroru, lecz Luca D'Andrea musi jeszcze popracować nad utrzymywaniem napięcia, które w "Istocie zła" jest zauważalnie nierówne.
Po lekturze tej książki zupełnie nie dziwi mnie fakt, że trwają obecnie rozmowy w sprawie ekranizacji powieści. Wydaje mi się, że to idealny materiał na scenariusz niesamowitego thrillera, którego akcja dzieje się u podnóża włoskich gór. Będę na ten film czekać z wielką niecierpliwością.
http://www.subiektywnieoksiazkach.pl/