Audrey wraz z mamą i pięcioletnim bratem przeprowadzają się do ponurego Folwarku w małej miejscowości. Ma to być dla nich nowy początek, jednak dziewczyna nadal źle się czuje, a jedyne ukojenie znajduję w przyjaźni Leo, nowego sąsiada. Ich relacja uświadamia dziewczynie, że miłość może być zarówno piękna, jak i przerażająca.
Rzadko zdarza się, że nie wiem, co napisać po skończonej lekturze, ale tym razem tak właśnie jest. Ta książka jest niezwykle intensywna i mocną przeżyłam historię Audrey. Bohaterka ma silną depresję, dlatego trudno oceniać jej postępowanie czy wybory. Ostateczne wrażenia, jakie na mnie wywarła zachowam dla siebie, by wasze spotkanie z nią, było równie emocjonujące. Z pewnością jej miłość do brata była zjawiskowa i czysta. Każde dziecko marzy o takiej siostrze, o trosce i zabawie w lecie. Dziewczyna ma szesnaście lat, lecz jak na swój wiek jest niebywale dojrzała, ale to nie lata czynią nas dorosłymi, a doświadczenia, które nieodzownie wpływają na nasze życie. A ona doświadczyła zbyt wiele, w zbyt krótkim czasie. Istotną rolę odgrywa w całej powieści matka rodzeństwa, której nie jest łatwo wychowywać samotnie dzieci.
Książka została podzielona na rozdziały, w jednych to Audrey jest narratorką. Uwielbiałam jej zagmatwany umysł, rozmyślania i ten rodzaj zagubienia, który oddziałuje również na czytelnika. Część książki została opowiedziana przez trzecioosobowego narratora, który towarzyszy Leo. Historia chłopaka również nie należy do najłatwiejszych. Z przyjemnością poznałam jego przeszłość i sytuację, która go ukształtowała.
„Miłość za wszelką cenę” jest kompletnie nieprzewidywalną książką. Po przeczytaniu opisu, spodziewałam się mrocznej młodzieżówki, w której romans dominuje. Nic bardziej mylnego. Audrey ma szesnaście lat, a Leo prawie osiemnaści, jednak ich młody wiek nie powinien szufladkować tej książki. Powinni ją czytać wszyscy. Rodzice, dziadkowie i my sami, bo umysł człowieka jest niezgłębiony, a psychoza i wszystko, co ją wywołało potrafi ogromnie zaciekawić. A miłość? Miłość w tej książce ma wile twarzy, a odkrywanie ich jest nie tylko przyjemne, ale i fascynujące.
Akcja nie należy do zawrotnych, autorka skupiła się na budowaniu napięcia i silnych emocjach, które towarzyszą podczas czytania. Były momenty, kiedy chciałam by wydarzenia nabrały tępa. Książka trochę przeciągnięta i mogłaby być krótsza o 50-70 stron. Autorka utkała koc z kłamstw, presji i okrucieństwa, który otula Audrey i dusi. Sama pragnęłam zaczerpnąć świeżego powietrza i uwolnić się od demonów nękających umysł dziewczyny. Napięcie jest stopniowane, a ja w dziwny sposób zżyłam się z bohaterką. W pewnym momencie cała historia zaczyna przybierać bardziej zrozumiały obraz, a fakty, czy też małe oznaki sprawiły, że odkryłam przyczynę choroby dziewczyny. Miałam ochotę potrząsnąć pozostałym bohaterami i zmusić ich do interwencji, ale szybko zrozumiałam, że w prawdziwym życiu również tak jest. Często odwracamy wzrok i ignorujemy brutalną prawdę, jednak teraz wiem, że będę rozglądać się uważniej, bo może ktoś z naszych bliskich potrzebuje wsparcia, bądź pogrąża się w ponurych, samobójczych myślach i pragnie rozmowy.
Louisa Reid niczym wytrawny wirtuoz zagrała na moich nerwach i psychice. Długo nie zapomnę tej książki, bo ona coś zmienia w czytelniku i to jest dobra zmiana. Polecam 5/6!