Czarna seria cieszy się dużą popularnością, ale znaleźć w niej polskiego autora to już rzadkość, dlatego na moim celowniku znalazł się tytuł "ani żadnej rzeczy" PM Nowaka.
Podkowa Leśna. Leniwe popołudnie. Nikt nie przypuszcza, że za chwilę wydarzy się tragedia. W jednym z podwarszawskich domów dochodzi do morderstwa na tle rabunkowym. Policja znajduje ofiarę skrępowaną, zastrzeloną obok zdjętego obrazu. Na scenę wydarzeń wkracza komisarz Zakrzeński, który wraz z prokuratorem Wilkiem będą rozwiązywać sprawę zabójstwa. W kręgu podejrzanych staje mąż ofiary, ale jak się okazuje ,ten ma niepodważalne alibi. Tok śledztwa zmienia kierunek, a kręg podejrzanych się rozszerza.
Śledztwo toczy się powoli, każdy podejrzany jest wnikliwe sprawdzany, a całość małymi kroczkami jest ze sobą scalana. Kto oczekuje licznych zwrotów akcji, to ich tu zwyczajnie nie znajdzie. Autor postawił, bowiem na coś innego, mianowicie na ciekawą kreacje bohaterów. Zakrzeński to typowy przykład policjanta, dobrze zbudowany, łysy, ale zarazem inteligenty. Natomiast prokurator Wilk boi się własnego cienia, jego zachowanie i ubiór mogą świadczyć, że zatrzymał w czasach komuny, ale posiada jedną, jakże ważną cechę - logicznego myślenia. Wybuchowa mieszanka tych dwóch postaci i charakterów jest w stanie doprowadzić sprawę do końca.
"Ani jednej rzeczy..." to książka z gatunku kryminałów, w której panuje prosty schemat. Napad, morderstwo, śledztwo, nic poza tym się nie dzieje. Tutaj pierwsze skrzypce grają niebanalne osobowości. Przyznam, że kryminałów w swoim życiu już trochę przeczytałam i z czymś takim się nie spotkałam. Trudno szukać tu głębszego sensu, ale jako forma rozrywki na wieczór, dwa sprawdzi się idealnie. W mojej ocenie to dobra książka zarówno pod względem warsztatu, jak i rozrywki, ale niestety szybko o niej się zapomina. Po prostu zabrakło pierwiastka "to coś".