Dawno, dawno temu żył sobie książę i księżniczka. Nie, wróć. Dawno, dawno temu żył sobie Smok
i Wiedźma. Tak, tak lepiej.
Od dziecka znane nam są różne bajki i baśnie. Baśnie, w których książę wybiera swoją księżniczkę, a potem żyją długo i szczęśliwie. Ale czy w zwyczajnym życiu przydarzają się takie historie? Owszem, chociaż nie zawsze zapowiada się bajkowo.
Grayson odziedziczył po swoim ojcu podupadającą winnicę, którą przysiągł sobie postawić na nogi. Jednak od realizacji do czynu długa droga, zwłaszcza gdy nie ma się grosza przy duszy.
Bank nie chce udzielić mu kredytu ze względu na jego przeszłość, wydaje się, że Gray jest na dobrej drodze do upadku. I gdy wszelka nadzieja powoli umiera na progu jego domu zjawia się Kira - dziewczyna o szmaragdowych oczach, burzy ognistych włosów i o iście ognistym temperamencie. Początkowo Grayson nie zwraca na nią zbytniej uwagi, jednakże jej propozycja biznesowa wydaje się mu o tyle idiotyczna, że aż śmieszna.
Otóż pewnego dnia w głowie Kiry zrodził się pomysł, który niezwłocznie postanowiła wcielić
w życie. Podsłuchując, oczywiście przez przypadek rozmowę Gray z dyspozytorem banku
o barku możliwości udzielenia pożyczki postanawia mu pomóc. Jak? Proponując mu małżeństwo
o podłożu czysto biznesowym. Gdy minie rok wniosą pozew o rozwód, a ona w zamian odda mu połowę spadku, który otrzymała po swojej babci. Można zapytać dlaczego po prostu nie udzieli mu pożyczki, a gdy winnica zacznie prosperować i przynosić dochód on odda jej pieniądze.
Niestety, nie wszystko jest tak proste jak się wydaje. Otóż babcia Kiry zostawiła jeden mały warunek, który mają spełnić jej spadkobiercy. Aby otrzymać należne pieniądze, Kira musi przekroczyć 30-sty rok życia lub wyjść za mąż. Jako, że czekanie nie jest jej mocną stroną postanawia wybrać drugie rozwiązanie.
I tak właśnie po kilku dniach wielkiego stresu, roztrząsania czy ten pomysł jest tak dobry jak się jej na początku wydawało oraz chęci wycofania się stają z Graysonem na ślubnym kobiercu.
Chociaż Gray wpierał sobie, że przyjął propozycję Wiedźmy - jak zwykł o niej mówić - ze względu na obciążające go rachunki nie może ukryć ogromnego zainteresowania jej osobom. Irytujące zachowanie, to, że nazywa go Smokiem napawa go nieskrywaną radościom.
Wszystko co robi Kira jest szalone, ale w swym zamyśle dobre. Z każdym dnie coraz bardziej dostaje się do serca Smoka sprawiając, że jego łuski opadają. Gray otwiera się przed nią , opowiadając o swojej przeszłości.
Kirze łamie się serce, gdy słyszy ile przykrości Gray wycierpiał ze strony swojego ojca. Postanawia wnieść w jego serce odrobinę słońca i tak w ich domu pojawia się Snnop - suczka, która tak jak Gray nie miała łatwego dzieciństwa.
Jednak jak to w życiu bywa szczęście i sielanka nie trwa długo. Wracają demony z przeszłości przed którymi każde z nich próbowało uciec. Ich rodzące się uczucie oraz zaufanie zostaje wystawione na ciężką próbę. Ale czy oboje zdadzą egzamin na jaki wystawiło ich życie?
Książki Mii Sherdian napawają taką pozytywną energią, że wprost nie sposób się od nich oderwać. Zarówno "Bez słów" jak i "Bez winy" to ostatnio jedne z lepszych książek, które miałam okazję przeczytać. Duża dawka humor i dystansu do siebie głównych bohaterów sprawiała, że co chwilę wybuchałam śmiechem. Jednak nie to w tej historii jest najważniejsze. Ukazuje ona bowiem jak wielki wpływ na dorosłe życie ma postawa rodziców w dzieciństwie. Gray został odrzucony zarówno przez biologiczną matkę, macochę i ojca, któremu starał się przypodobać. Czytając ją, mamy wgląd do dziecięcego umysłu. Do samotności, strachu, bezradności i poczucia odrzucenia. Ta książka pozwala nie tylko spędzić miło czas, ale uczy nas, że słowa mają potężną moc. Wyrządzają czasem większą krzywdę niż dotyk. Polecam, z całego serca polecam.