Są melodramaty i „melodramaty”, jest miłość i jest „miłość”, są obietnice i są obietnice spełnione. Są też tęsknoty i marzenia, które nigdy nie będą spełnione.
Do takich chyba należy zaliczyć marzenia Autorki o pięknym księciu z bajki, który na białym rumaku „wjeżdża” w życie bohaterki.
Autorka pisze o – zdawać by się mogło – zwyczajnym życiu, codziennych perypetiach, rozterkach, które teoretycznie dotykają każdą kobietę, każdego faceta. Właśnie: zdawać by się mogło, bowiem w warstwie podskórnej za tą zwyczajnością kryje się głęboko skrywana tęsknota za wielką i piękną miłością, za miłością może nie z „Przeminęło z wiatrem”, ale na pewno za miłością Stefci Rudeckiej i Waldemara.
I nie przykryją tej tęsknoty współczesne słownictwo, niekiedy wulgaryzmy, rzekomy blichtr… Tak naprawdę to wyłazi spod tych opisów tęsknota każdej młodej dziewczyny żyjącej w tym kraju za czymś niezwykłym, tęsknota za wyrwaniem się z tej siermiężnej polskiej codzienności…
Czy to jest melodramat? Nie, nie jest – i chyba nie miał być, mimo dramatycznych opisów, mimo dramatycznych przeżyć… To jest po prostu opis, przyznaję, że zrobiony w atrakcyjnej formie, najgłębiej skrywanej tęsknoty – ba!, wręcz pragnienia, pragnienia niepohamowanego i wszechogarniającego – za księciem z bajki, wyrastającym nad polską prawdziwość, nad polski obyczaj. I może nawet nie chodzi o to, aby ten gość był skrzyżowaniem saudyjskiego księcia (kasa) i „ślicznego pana” z londyńskiego City (maniery), i nawet nie chodzi o to, aby ten facet był skrzyżowaniem Bonda (Jamesa Bonda) z Rasputinem – ale li tylko o to, żeby był kimś choćby odrobinę więcej niż młody wilk z warszawskiego Mordoru.
I o to, żeby rozumiał co to jest miłość, aby wiedział, że kobietę należy szanować (co w dzisiejszych czasach wcale nie jest takie oczywiste), i żeby potrafił nie Tylkom powiedzieć puste „kocham”, ale żeby potrafił poprzeć to odpowiedzialnością za kobietę, której będzie przysięgał.
Czy to tak wiele? Dzisiaj? No cóż, każda może marzyć…