"Joyland" to moje kolejne spotkanie z twórczością Stephena Kinga. Muszę przyznać, że nieco sceptycznie podchodzę do książek tego autora. Jest to czwarta pozycja, którą przeczytałam. Jeżeli chodzi o poprzednie trzy, najbardziej podobała mi się "Carrie". Teraz przyszedł czas na "Joyland", który od dawna stoi na mojej półce.
Devin Jones to dwudziestojednoletni chłopak, który właśnie przeżywa miłosny zawód. W czasie wakacji zatrudnia się w lunaparku "Joyland". Z czasem zaczyna interesować się tajemniczym morderstwem sprzed lat, do którego doszło w tym miejscu, a które nie do końca zostało wyjaśnione. Zagadka nie daje mu spokoju. Tym bardziej, że krąży legenda o duchu zabitej dziewczyny, który pojawia się w Strasznym Dworze...
Kiedy zaczynałam przygodę z "Joylandem" czułam się tą lekturą bardzo przygnębiona. Było mi żal głównego bohatera. Świadomość tracenia miłości, złamane serce, tęsknota za drugą osobą, są przykrymi doświadczeniami, których nikt nie chciałby przeżywać. Naprawdę czułam się zdołowana i po około stu stronach musiałam zrobić sobie przerwę. Na szczęście powróciłam do czytania i bardzo się wciągnęłam w fabułę. Najbardziej podobał mi się ten dreszczyk emocji i napięcie, które zaczęło mi towarzyszyć od tej pory. Przez cały czas dało się wyczuć nutę mrocznej tajemnicy, która wciąż wisiała w powietrzu. Myślę, że właśnie to najbardziej przekonało mnie do tej powieści.
"Joyland" to nie tylko thriller. To także historia o dojrzewaniu, o życiowych problemach, o przemijaniu. Zawiedziona miłość to jedno z najsmutniejszych uczuć, jakie może spotkać młodego człowieka na jego drodze. Zresztą, nie tylko młodego. Jednak jest to czas, w którym zaczyna się zastanawiać nad swoim życiem, analizuje pewne sytuacje, wydarzenia i z pewnością wpływa to na jego decyzje w przyszłości, na dojrzewanie. Często też choroba, która spada na bliskich jak grom z jasnego nieba powoduje, że inaczej zaczynamy patrzeć na świat. To samo dotyczy osoby dotkniętej tym nieszczęściem bezpośrednio. Ona również spogląda na wiele spraw pod innym kątem. Mając świadomość przemijania, czasami nawet w bardzo młodym wieku, chcemy wziąć z życia jak najwięcej. Cieszyć się nim każdego dnia, bo nigdy nie wiadomo, czy ten dzień nie jest naszym ostatnim...
Co do samej książki chyba jednak wolę horrory w stylu "Carrie". Chociaż "Joyland" spodobał mi się, znowu czuję, że czegoś mi tutaj zabrakło i nie umiem dokładnie określić, czego. Być może spodziewałam się, mimo wszystko, bardziej przerażającej lektury i stąd to uczucie. Owszem, daje o sobie znać ta nuta grozy, ale to nie do końca to. Niemniej jednak to książka warta uwagi.
"Joyland" Stephena Kinga jest zatem nie tylko dobrym thrillerem, w którym daje się wyczuć mroczny i tajemniczy klimat, chociaż rzecz dzieje się w wesołym miasteczku. To, jak już wspomniałam, historia niosąca ze sobą wiele ważnych życiowych elementów, nad którymi warto zastanowić się przez chwilę. Polecam ją, oczywiście, fanom twórczości autora, jak również innym, którzy poszukują ciekawej lektury z lekkim dreszczem emocji, ale niekoniecznie czystego horroru.
http://fascynacja-ksiazka.blogspot.com/2016/08/joyland-steph...