Kapłanka w bieli to moje pierwsze spotkanie z prozą Trudi Canavan. Książkę przeczytałam z polecenia kolegi, który zachwalał trylogię Ery Pięciorga, twierdząc, że jest zdecydowanie lepsza od Czarnego Maga.
Samą książkę czytałam bardzo długo. W pierwsze dni pochłonęłam niemal połowę powieści, ale przez kolejne miesiące nie potrafiłam się zmusić do tego, aby ją skończyć. Prawdopodobnie taki los tej książki, ponieważ w wielu recenzjach znalazłam dowód, iż nie jestem w tym sama.
Sama powieść składa się tak naprawdę z wielu opowieści, które tworzą całość. Główny wątek skupia się na nadchodzącej wojnie. Wszyscy - Biali, Tkacze Snów i zwykli ludzie wyznających Pięcioro, przygotowują się do tego, co może nadejść. Poboczne wątki natomiast świetnie urozmaicają tę historię. Tak oto czytelnik dostaje historię Aurayi, która dopiero zaczyna mierzyć się z nowymi obowiązkami i poznawać swoje moce. Mamy Leiarda walczącego ze swoimi uczuciami oraz obowiązkami jako Tkacz Snów. Oprócz tego Canavan przedstawia wspaniały świat Si i jego przedstawicieli - Trisa, Sirri, Drilli. Kapłanka w bieli to także kilka historii, które nie odnoszą się wprost do głównego wątku - chodzi głównie o czarownicę Emerahl.
Choć książka potrzebuje dużo czasu, aby się rozkręcić, to można ją uznać za dobrą. Jest dopracowana. Świat Trudi Canavan jest oryginalny i powalający swoją wielkością. Językowo również przyjemnie się książkę czyta. Niestety, błędem Kapłanki w bieli jest fakt, że to jedynie 700-stronicowy wstęp do samej trylogii. Dlatego w przypadku tej części nie można mówić o zwrotach akcji, niespodziewanych wydarzeniach i sytuacjach, które nie pozwalają się od niej oderwać.
Planuje w przyszłości poznać dalsze losy Białych, ale po półrocznym czytaniu Kapłanki w bieli zrobię sobie chyba dłuższą przerwę.