Powieść wywołała we mnie całą gamę emocji. Nie twierdzę, że mi się nie podobała, oczywiście byłam bardzo ciekawa jak zakończy się historia Gillian (przyznaję, że nie spodziewałam się tego, co autorka dla niej zaplanowała), ale bohaterowie nadzwyczajnie podnosili mi poziom adrenaliny. Jednakże to, że czułam tak wielką irytację w stosunku do bohaterów, że w trakcie poszczególnych zdarzeń działali na mnie jak płachta na byka, skończyło się tym, że kiedy nadeszły prawdziwe chwile normalnie budzące we mnie wzruszenie, żal i współczucie, to tym razem odczułam jedynie smutek i ... nic więcej. Miałam przy niej płakać, jednak nie uroniłam ani jednej łzy...
Autorka poruszyła w książce dużo ważnych tematów: rozwód, samotne macierzyństwo, nieplanowana ciąża, choroba, śmierć, trudna miłość, problem ze znalezieniem pracy i wiele innych, ale nie będę wymieniać, by nie psuć Wam potencjalnej lektury (tajemniczo wspomniałam o tym również w poprzednim akapicie). Myślę, że jest to ważna książka, w pewien sposób wartościowa i pokazująca jak nie należy traktować bliskich osób, jak nie postępować w ciąży, jak walczyć o swoje i nie poddawać się. Ale ostrzegam przed wykreowanymi głównymi bohaterami, ta dwójka to świetny zamiennik kawy - idealnie podnosi ciśnienie.
Co jeszcze jest warte wspomnienia - godna pozazdroszczenia przyjaźń Gill i Peg. Na przyjaciółkę zawsze i wszędzie można liczyć, w każdej sytuacji wesprze a kiedy jest naprawdę ciężko, przemierzy cały kontynent, by przytulić i wysłuchać. Albo pomilczeć. I jeszcze jedno - czasami tragedia jednej osoby staje się początkiem szczęścia innej i trzeba sobie z tym poradzić...
całość recenzji:
http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2016/06/danielle-steel...
Książkę czytałam w innym wydaniu