Dan Simmons, mający w dorobku niemały zestaw powieści, najczęściej kojarzony jest z dwoma dylogiami – „Hyperionem” oraz „Endymionem”. Drugiej z wymienionych nie poznałem, natomiast po kilkuletniej przerwie zabrałem się za „Upadek Hyperiona” (w starszym wydaniu „Zagłada Hyperiona”), czyli kontynuację opowieści o pielgrzymach, Chyżwarze i wspaniałym uniwersum. Najkrócej rzecz ujmując: powieść, o innej niż część pierwsza konstrukcji (nie ma podziału fabuły na opowieści bohaterów), już tak nie zachwyca i nie zaskakuje. Ale i tak jest bardzo dobrze – „Upadek Hyperiona” to wysokiej klasy space opera (choć nie tylko), bez grama tandety.
W tym tomie pisarz wprowadził nową, wielce istotną, postać Josepha Severna – cybryda, posiadającego osobowość i wspomnienia angielskiego poety romantycznego, Johna Keatsa. Tytuły książek całego cyklu nawiązują do poematów Keatsa właśnie, a próbki jego twórczości stanowią urozmaicenie i ozdobnik „Upadku Hyperiona”. Severnowi, który ma za zadanie sportretować przewodniczącą Hegemonii, z niewiadomych przyczyn śnią się poczynania pielgrzymów. Pani przewodnicząca Gladstone staje się również postacią pierwszoplanową – to stanowcza kobieta i wielki polityk, który w obliczu galaktycznej wojny z Intruzami dźwiga na swych barkach ogromną odpowiedzialność, a w pewnym momencie musi podjąć kluczową dla ludzkości decyzję i wybrać mniejsze zło. Pozostałe, najważniejsze persony już znamy: kierujący się prywatną zemstą, choć szlachetny konsul, honorowy, wręcz heroiczny żołnierz, zdeterminowana pani detektyw, cierpiący przez krzyżokształt (rodzaj pasożyta, zdolnego do wskrzeszenia swojego „żywiciela”) ksiądz czy kochający, pełen poświecenia ojciec-naukowiec.
W „Upadku” wątki znakomicie się zazębiają, jedyny minus to to, że niektóre z nich są nieco przeciągnięte. Na czytelnika czeka duża pula typowych dla science fiction motywów, zgrabnie modyfikowanych i gęsto uzupełnianych pomysłami pisarza. Simmons wszelkie koncepty własne zręcznie przelał na papier i w pełni je rozwinął, tworząc jeden z najbardziej absorbujących światów w całej literaturze fantastycznej. Wszechpotężne, podzielone na frakcje sztuczne inteligencje, które dążą do stworzenia własnego boga, mnogość planet zrzeszonych w Hegemonii (dziewicza, chroniona przez Templariuszy Boża Knieja czy Pacem z Watykanem), grożący unicestwieniem ludzkości konflikt z obcą rasą, polityka, dyplomacja, gwiezdne bitwy, przemieszczające się pod prąd czasu Grobowce i okrutny Władca Bólu zwany Chyżwarem – to z pewnością nie wszystkie elementy tej atrakcyjnej kompozycji. Dylogia hyperiońska obfituje w tajemnice i zagadki: czy Chyżwar to antychryst, monstrum z przyszłości, czy boska kara dla człowieka za zniszczenie wielu żywych istot podczas kolonizacji planet? Czy chorobę córki jednego z bohaterów, polegającą na „starzeniu się wstecz”, można w jakikolwiek sposób zatrzymać? Jakimi prawami rządzą się przedziwne budowle na Hyperionie?
Simmons – jako nie pierwszy i nie ostatni autor – wykorzystuje potencjał sf, ale też „sprzedaje” głębsze treści: zastanawia się nad znaczeniem empatii, poświecenia i cierpienia w życiu człowieka, bierze na warsztat biblijną przypowieść o ofierze Abrahama, przewiduje skutki zbytniego zawierzenia supernowoczesnym technologiom i wynikającego z wygodnictwa scedowania odpowiedzialności na innych (w tym przypadku na SI, które przerosły swoich stwórców). Choć do epilogu wkradły się odrobinę zbyt sielankowe nuty, dylogia jako całość błyszczy i promienieje na tle wielu pulpowych powieści fantastycznych. Jeśli więc lubicie ambitniejszą, nieoklepaną sf, a tylko słyszeliście o książkach z Hyperionem w nazwie, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko dołączyć do chóru chwalącego te powieści i zachęcić do lektury. Hyperion (słowo ma kilka znaczeń) to uniwersum, do którego wielu czytelników, nawet tych sięgających po fantastykę od czasu do czasu, z przyjemnością powróci. Tym bardziej, że za ponad rok na horyzoncie ma pojawić się filmowa ekranizacja.
Ostatnia uwaga: w nowym, eleganckim wydaniu (twarda oprawa, duży format książek i czcionka) „Hyperion” i „Upadek Hyperiona” kosztują łącznie ponad sto złotych. Na szczęście w księgarniach internetowych istnieje coś takiego jak promocja, więc po co przepłacać?