"Jutro. Gdy zaczęła się wojna" to pierwsza książka Johna Marsdena jaką miałam okazję przeczytać, a także tom rozpoczynający serię o tym samym tytule. Dlaczego po nią sięgnęłam ??
Na pewno spodobała mi się okładka, która w przeciwieństwie do wielu innych książek z literatury młodzieżowej, jest utrzymana w ciepłych kolorach. Jest to miła odmiana po wszystkich ciemnych, czarno-szarych oprawach. Moja uwagę w szczególności zwrócił jednak opis. Jako, że jestem fanką książek fantastycznych po opisie spodziewałam się właśnie takiej treści. Dopiero w trakcie czytania okazało się jaki psikus zrobił mi autor.
"Okazało się, że naszego świata już nie ma. Że nie ma już żadnych zasad. A jutro musimy stworzyć własne."
Powieść opowiada o losach ośmiorga przyjaciół, którzy pewnego dnia odkrywają, że wszyscy ich bliscy, znajomi, a nawet inni mieszkańcy miasteczka Wirrawee w Australii, zniknęli w tajemniczych okolicznościach. Od ich nieobecności minęło pięć dni. Nikt z nastolatków nie wie co się stało do momentu, aż odnajdują miejsce przetrzymywania jeńców, których strzegą żołnierze z obcego kraju.
Czy kilku nastolatkom uda się ocalić swe rodziny i wyjść cało z ryzykownej misji ?? Tego nie wiemy. Pozostaje nam mieć nadzieję, że znajdą schronienie w Piekle, niedostępnym miejscu w górach.
"Jutro" to dość niezwykła książka. Urzekła mnie swą niesamowitą atmosferą, zwrotami akcji oraz dynamicznością poszczególnych wydarzeń. Tu nie ma miejsca na nudę. Całość przeczytałam w ciągu zaledwie kilku godzin, mając przy tym niezły ubaw.
John Marsden w swej opowieści zawarł wiele motywów filozoficznych. W efekcie czytelnik ma mnóstwo tematów do przemyśleń. Większość z nich dotyczy ludzkiej natury i zachowań człowieka, co idealnie pokrywa się z głównym wątkiem.
Książka została napisana z punktu widzenia nastoletniej Ellie. Opowiada ona o wszystkim co się dzieje. Jest to godne podziwu, gdyż "Jutro" stworzył dorosły mężczyzna. Niestety czasami miałam sprzeczne uczucia wobec tego. Miejscami Ellie opowiada i komentuje wydarzenia w sposób nienaturalny i wyimaginowany lub wręcz idiotyczny. Żadna dziewczyna nie powiedziała by czegoś w taki sposób, jednak autor uznał to za naturalne.
Pierwsza część serii klimatem przypomina mi nieco powieść "Intruz" Stephenie Meyer. Pustkowie będące schronieniem, inwazja, trudności ze zdobyciem materiałów potrzebnych do przeżycia... To tylko kilka z licznych podobieństw. Osobiście uważam, że cykl pana Marsdena był inspiracją dla powstania "Intruza". W końcu "Jutro" wyszło już w 1993 roku, a powieść pani Meyer wiele lat później.
Podsumowując książka jest warta przeczytania. Mam nadzieję, że niedługo będę mogła sięgnąć po jej kontynuacje. Polecam !!
Więcej moich recenzji znajdziecie na:
http://life-is-short-make-it-happy.blogspot.com