Jak miło znów przebywać w świecie Borejków. Rodzinie Borejków w której mimo różnic zdań i charakterów, mimo licznych kłopotów, panuje duch wzajemnej pomocy i wrażliwości na cierpienia. Taka rodzina jest przykładem dla wszystkich rodzin.
Powieść jest znakomicie napisana, Pani Musierowicz znów jest w formie. Mamy dużo humoru, świetnie poprowadzoną akcję, każdy bohater jest jak zwykle autentyczny, czyli z krwi i kości, a często oryginalny, jak Bernard Żeromski.
Historia Laury zwanej Tygrysem, wydaje mi się w tym tomie najciekawsza. Po niepowodzeniu z Wolfim, który wyjechał do Wielkiej Brytanii w celach zarobkowych, w sercu Tygryska powstała pustka. Nie wypełni jej muzyka, nawet Mozart, którego jest fanką nasza solistka Laura. Pewnego razu słuchając muzyki pod Kościołem w Poznaniu, spotyka pewnego młodzieńca. Chociaż słowo spotyka jest chyba nietrafne, widzi go tylko, wśród tłumu, gdy zachwycony muzyką w pewnej chwili spogląda na nią. Ta chwila decyduje o tysiącach, a może nawet milionach późniejszych chwil. Po koncercie nadobny młodzieniec rusza do auta, a Tygrys rusza za nim i dowiaduje się że chłopak pracuje w Daglezji, firmie ogrodniczej.
Więcej słów mam nadzieję że nie potrzebujecie, naprawdę warto sięgnąć po ten tom Jeżycjady, szkoda że tak mało ich zostało do końca, ale Pani Małgorzata wciąż pisze.