"-Ludzie błądzą, kiedy nie słuchają serca - to były ostatnie słowa, które do mnie powiedział."
"To prawda - do odważnych świat należy. Tylko po co komu cały świat? Na awersie medalu za odwagę wygrawerowano maksymę: Żyje się tylko raz...
...Ostrożni żyją dłużej od odważnych. Umierają mniej tragicznie. I rzadziej przy tym krzyczą ze strachu."
"Rio Anaconda: Gringo i ostatni szaman plemienia Carapana" to wspaniała książka, ale nie tylko. Cejrowski przenosi nas w świat całkiem dziki, zielony, groźny, magiczny i irracjonalny. Żeby spisać tą książkę, ryzykuje życiem, do tego jest wytrwały i po ośmiu latach prób, po utracie pierwszej wersji powieści i większości zdjęć z Amazonii, udaje mu się wydać to dzieło. Działa tu chyba zasada Bułhakowa: "Rękopisy nie płoną"
Książka jest bardzo dobrze napisana, językiem barwnym, plastycznym, obrazowym. Poznajemy tu życie codzienne Indian, poznajemy szamana Angelo, który staje się przyjacielem Gringo. Gringo to dla Indian ktoś obcy spoza ich plemienia. Możemy dowiedzieć się wielu ciekawostek dotyczących i charakterystycznych dla tamtego świata, dla tamtej kultury. Pan Wojciech ma nieprzeciętny dar do opowiadania, mam nadzieję że ja trochę też, A więc posłuchajcie:
Podróżujemy z Panem Wojciechem, najpierw przez sawannę Kolumbijską, po której grasują uzbrojone po zęby bojówki. Atakują one turystów, dziennikarzy, wrogie bojówki i inne osoby które im się napatoczą. Następnie Nasz wspaniały podróżnik leci starym zdezelowanym i do granic wytrzymałości przeładowanym Iłem, którym kieruje dwóch pijanych rusków. W tej podróży ciągle trzęsie a Pan Cejrowski musi siedzieć na trumnie, wypełnionej nieboszczykiem.
Najciekawiej jest jednak dalej, gdy trafiamy do wioski plemienia Carapana.