Celaena ma dwa wyjścia, albo pozostanie w kopalni, gdzie odbywa swój wyrok, albo zacznie służyć znienawidzonemu królowi i po pięciu latach odzyska wolność. Jedyne co musi zrobić to wziąć udział w turnieju i zmierzyć się w walce ze złodziejami i mordercami. Mogą ją zabić, a nawet są pewni, że to zrobią. Nie wiedzą jednak o tym, że Celaena nie jest tylko piękną kochanką księcia.
„Nazywam się Celaena Sardothien – szepnęła. – Choć moje imię nie ma znaczenia. Możesz mnie nazywać Celaeną, Lillian albo suką, a ja i tak cię pokonam.”
„Szklany tron” to moje drugie spotkanie z twórczością Sarah J. Maas. Po tym, jak autorka zdobyła moje serce i duszę książką „Dwór cierni i róż” nie mogłam się oprzeć pokusie, żeby sięgnąć po inne książki jej autorstwa.
„I pomyśleć, że zarzucamy mężczyznom, że nie potrafią myśleć za pomocą mózgu! Przynajmniej mężczyźni nie kryją się z tym, o co im chodzi.”
Mimo że ta książka nie jest tak bardzo przesycona magią, jak jej młodsza siostra, byłam nią oczarowana. Mimo że nie jest zbyt romantyczna to ja na przekór temu i tak się w niej zakochałam. Sarah J. Maas z tak wielką dozą humoru napisała historię kobiety twardej jak stal, doświadczonej przez los, że nie mogłam się od niej oderwać. Zmieniła brudną, wychudzoną niewolnicę w księżniczkę, tylko po to by ta pokazała wszystkim, że przede wszystkim jest niepokonaną wojowniczką.
Styl i język autorki idealnie trafia w mój gust czytelniczy. Cięty język bohaterki oraz doskonały humor w dialogach sprawiły, że tę książkę przeczytałam z prawdziwą przyjemnością.
„Szklany tron” to wciągająca i zapierająca dech opowieść o walce i determinacji, miłości i przyjaźni delikatnie przyprawiona zakazaną magią i czarami.
„Nadaje ci imię Elentiya, czyli Duch, Którego Nie Można Złamać.”