"Niższy. Bardziej krępy niż szczupły, z imienia Ernest był niepoprawnym optymistą. Niewiele dokonał w życiu, ale zdaje się, że nie to było jego celem. Sam twierdził, że za cel życiowy obrał sobie odnalezienie celu swego życia. A że go jeszcze nie odnalazł, to cieszył się, mając ciągle cel w życiu. Jego twarz ogorzała w słońcu nabrała koloru purpury, liczne piegi – skazy ciała, objawy słabości wobec słońca czyniły z niego postać raczej wyjątkową niż brzydką, chociaż oczywiście jedno określenie drugiego nie wyklucza. Zresztą doskonale wiemy, że opalanie upodabnia nas do świń, które są jedynymi ssakami, oprócz ludzi oczywiście, potrafiącymi to czynić z widocznym skutkiem. Broń boże, nie upodabniam rasy ludzkiej, a tym bardziej biednego Ernesta, do trzody chlewnej. Mimo tak licznych podobieństw, ciągle będę się upierał, że to małpa jest naszym przodkiem, co czyni nas nieco bardziej szlachetnymi z racji pochodzenia. Ale wróćmy do Ernesta, poczciwego chłopaczyny, wręcz filozofa, który swoje lenistwo tłumaczył nieprzystosowaniem świata do jego osoby. Kto faktycznie był nieprzystosowany – świat do niego czy on do świata, nie mnie to rozważać. Tak czy inaczej lubił nietypowe pomysły, często mało realne do realizacji, dodatkowo podkręcone nutką ryzyka. Sam nie wiedział, czy pragnął popularności, jakby się mogło wydawać, czy też kierowały nim inne pobudki, z których sam sobie nie do końca zdawał sprawę. Kierował się mottem: „Pracować, by żyć, a nie żyć, by pracować”. W jego mniemaniu, idealnym rozwiązaniem było żyć pracą albo inaczej – by praca była pasją życia, jednakże jak do tej pory takiej nie odnalazł. Cechował go upór i brak potrzeby posiadania idoli czy autorytetów. Nie to żeby nie chciał czerpać z czyichś doświadczeń, bo te dla niego wydawały się cenne, ale nie cierpiał gloryfikowania. Miał przekonanie, że to, co do nas dociera, jest już zawsze trochę ubarwione, rzadko opisuje słabości, a nader często wyolbrzymia zalety, wytrwałość czy poświęcenie, a przecież to właśnie słabości tak naprawdę czynią nas ludźmi. Wyrzekać się ich, to jak wyrzekać się człowieczeństwa. Czy to nie dziwne, że słabość oznacza coś nagannego, a człowieczeństwo niesamowitą zaletę? Piękny i bezpieczny świat przygody zostawiał dla czytelników, a sam chciał zaznać ryzyka, zimna, strachu, a potem tego żałować."
Fragment książki "Modlitwa o wschodzie słońca"
Dodał:
autor
Dodano: 12 XI 2013 (ponad 11 lat temu)