„- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się Morelli. - Coś blado wyglądasz.
- Czeka mnie obiad z twoją babką. Własne życie przewija mi się przed oczami. Równie dobrze mogłabym umrzeć. Powinnam po prostu stanąć na zewnątrz i poczekać na goździkowego zabójcę.
- Musisz mieć właściwe podejście do babki Belli.
- To znaczy jakie?
- Jest stuknięta.”*
Jesteś jedną z tych osób, która nieustannie przyciąga do siebie kłopoty i z prostych spraw tworzy trudne, często śmieszne i niestandardowe sytuacje. Robisz to nieświadomi i często nie rozumiesz jak do tego doszło, ale ta już jest. Przy okazji sprawiasz, że znajomi dostają dzięki tobie jazdę bez trzymanki i przeżycia zapadające w pamięć. Jedno jest pewne, ani ty, ani oni na nudę narzekać nie możecie…
Stephanie ma do zgarnięcia kolejnego NSa, tym razem jest to Samuel Singh, hinduski emigrant, któremu kończy się wiza. Na tydzień przed końcem jej ważności mężczyzna znika, a wraz z nim pies w właścicieli u których wynajmował pokój. Agencja poręczycielska Vinniego Pluma musi w tym czasie go odnaleźć, inaczej stanie się niewiarygodna i najprawdopodobniej upadnie. Stepach, jako łowczyni nagród wraz z Komandosem ma za zadanie zająć się odnalezieniem Samuela w odpowiednim terminie. Jak to z nią bywa wpakowała się w kolejne tarapaty. W trakcie poszukiwań nawinęła się niejakiemu Mistrzowi Gry, który zrobił z niej główną nagrodę dla zwycięzcy. Kim jest gość od kwiatów i jaki ma to związek z jej sprawą?
Trzecia książka Janet Evanovich w moim dorobku czytelniczym okazała się być równie dobra co dwie poprzednie. Autorka utrzymuje formę i jak widać kolejnych pomysłów na perypetie Steph jej nie brakuje. Jest to jedna z lepszych serii, które miałam, a raczej mam okazję czytać i po każdy kolejny tom będę sięgać w ciemno.
Janet Evanovich swoich czytelników zdobyła dzięki humorowi oraz lekkości z jaką pisze każde kolejne tomy. Ta powieść nie jest inna, pełna zabawnych i absurdalnych scen, ale jak to bywa na mieszankę gatunkową (komedia, romans, kryminał i sensacja) też sytuacji wywołujących napięcie, strach i niepewność. Takie połączenie nie zawsze wychodzi dobrze, ale Evanovich robi to wspaniale, nawet w chwilach grozy sprawia, że wybucha się niepohamowanym śmiechem i czuje dezorientacje, bo nie wiadomo jest do końca co powinno się czuć: strach czy rozbawienie? Przyznać trzeba, że pomimo takiego połączenia autorka bez problemu radzi sobie z kolejnymi kombinacjami i daje swoim czytelnikom książkę przemyślaną i dopracowaną, wszystko jest uporządkowane i logiczne, ale nic nie jest podane na złotej tacy i do samego końca trzeba główkować o co w tym wszystkim chodzi. Na brak akcji narzekać też nie można, dzieje się dużo i szybko, nie ma mowy o chwilach znużenia.
Bardzo lubię postacie wykreowane przez Janet Evanovich. Każda jest inna, specyficzna i tak naprawdę jedyna w swoim rodzaju. Zaskakują, bawią, irytują i wzbudzają konsternacje (w pozytywnym sensie) sprawiając, że brak słów na opisanie tego co się dzieje. Steph to chodzące nieszczęście, a przebywanie z nią może zapewnić mnóstwo rozrywki, jak i podskoków adrenaliny, gdzie jest ona są i kłopoty. Z drugiej jednak strony nie da się jej nie lubić, jest przebojowa, zabawna i niestereotypowa. Jej skomplikowane stosunki z Corellim i Komandosem zdecydowanie podnoszą poziom rozrywki, a sceny z babką Mazurową i w tej części babcia Joego, Bellą rozkładają na łopatki.
„Wystrzałowa Dziewiątka” to pozycja, której się nie czyta, a pochłania. Kolejne strony mi umykały, a ja się śmiałam i bałam, to przede wszystkim, ale nie zabrakło i innych emocji. Uwielbiam Janet Evanovich za to, że zawsze potrafi zaskoczyć i sprawić, że nawet w poważne sytuacje wplącze komiczne wydarzenia. Nawet przez chwile nie czułam potrzeby odłożenia lektury, chciałam więcej i więcej. Ponownie spotkałam się z bohaterami, których darze ogromną sympatią (do pewnych osobników nawet wzdycham) i miałam wrażenie, że spotkałam się z dawno niewidzianymi przyjaciółmi, a ich perypetie wciągały niesamowicie i bez problemu wczuwałam się w fabułę. Książki o łowczyni nagród są idealne na poprawę humoru i okazało się, że ta trafiła mi się w idealnym momencie, pośmiałam się i zrelaksowałam i jest mi o wiele lepiej. Już nie mogę doczekać się kolejnego tomu.
Książki Janet Evanovich mają tą zaletę, że nie trzeba ich czytać po kolei, oczywiście warto znać serię od początku, ale gdy nie ma się takiej możliwości nic nie stoi na przeszkodzie by zacząć od końca czy też środka. Amerykańska powieściopisarka posiada niebywały talent do tworzenia powieści komediowo-kryminalnych, które wciągają i zapewniają niezapomniane wrażenia, tak było i tym razem.
*str. 250
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com/2014/03/stephanie-i-m...