„Strach zawsze był moim domem. Myślałam kiedyś, że uda mi się z niego wyrwać. Na próżno. Już chyba nie potrafię funkcjonować bez tego wiecznego, czającego się, pełzającego wokół mnie lęku.
Wciąż się boję…”*
Straciłaś wszystko co kochałaś, stopniowo z twojego życia znikali kolejni członkowie rodziny, jedni odchodzili naturalną koleją rzeczy… inni już nie. W końcu zostałaś sama z wręcz szaleńczym pragnieniem dokończenia tego co zaczęli inni. Czułaś, że tylko to jest w stanie zapewnić i spokój, przywrócić względną równowagę w życiu i pozwolić normalnie funkcjonować… Tylko czy na pewno?
Przed wybuchem II wojny światowej na Żoliborzu mieszkała rodzina Bańkowskich, ojciec doktor, matka przykładna żona i dwie córki – starsza Hanka i młodsza Julka. Gdy zaczęły się walki Hania wstąpiła do Szarych Szeregów i jako łączniczka walczyła za ojczyznę. W nocy gdy podbito Warszawę zaginął o niej wszelki słuch, a rodzice dziewczynek zostali zastrzeleni, a potem spaleni, o czym nikt nie wiedział. Przeżyła tylko Julka, która w tym czasie była na wsi u jakichś gospodarzy. Po jakimś czasie trafia do Domu Dziecka skąd zabiera ją ciotka. Od tej pory wszystko mogłoby zacząć dobrze się układać i pozornie tak było, obie zamieszkały w Gdańsku dziewczynka poszła do szkoły, pilnie się uczyła, szybko dorastała, zakochała się i założyła rodzinę. Nigdy jednak nie zapomniała o Hani, wierzyła, że ta żyje, ale bieg jej życia nie pozwalał jej tego roztrząsać. Dopiero gdy zmarło jej młodsze dziecko zaczęła własne śledztwo wraz z mężem, a później nawet wciągnęła w to córkę Mariannę. Jaki był tego efekt?
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Anny Klejzerowicz, ale już teraz wiem, że nie ostatnie. Jej najnowsza powieść zaintrygowała mnie od pierwszego momentu. Ciekawa nota wydawcy, okładka, która przyciąga oko i fakt, że w środku są wątki związane z II wojną światową. Musiałam ją po prostu przeczytać. Pierwsze podejście zakończyło się fiaskiem, nie dlatego, że mi się nie spodobała czy coś, ale dlatego że w danym momencie nic nie było w stanie mnie zaciekawić. Drugie było jak najbardziej udane i fascynujące.
Polska powieściopisarka ma niesamowity talent do snucia opowieści. Teraźniejszość przeplata się z retrospekcjami z czasów powojennych tworząc logiczną oraz spójną całość. Malowniczo opisuje czasy, które wtedy nastały, a dzięki mamie i wiedzy, którą posiadam stwierdzić mogę, że realnie i prawdziwie przedstawiła warunki życia, jakie wtedy były. Obrazowo pokazała co działo się z młodymi ludźmi, którzy patriotycznie walczyli nie tylko w godzinie „W”, ale podczas całej wojny oraz tymi, którzy sprzeciwiali się nowej władzy czy też drążyli w tematach niewygodnych dla pewnych wpływowych ludzi. Pokazała też jak bardzo obsesyjne dążenie do poznania prawdy może wpłynąć na bliskich osoby jej poszukującej, jak bardzo może zaplątać się życie i ile można przez to stracić. Klejzerowicz wodzi czytelnika za nos, podsuwa strzępki informacji, myli i zmusza do intensywnego myślenia, ale i tak nie pozwoli odkryć prawdy dopóki sama tego nie zechce. Już dawno nie czytałam książki, której nie mogłam rozgryźć dopóki nie podano mi tego na tacy, a w przypadku „Listu z Powstania” było to na samym końcu. Jestem pod wielkim wrażeniem tego jak autorka poprowadziła bieg wydarzeń, jak budziła nadzieje i je zabierała. Powieść dopracowana w każdym calu, nie mam do czego się przyczepić.
Bohaterowie są przeróżni, wyjątkowi i nietuzinkowi, a co ważniejsze cały czas czułam, że nie będę potrafiła rozgryźć ich do końca. Gdy w końcu myślałam, że niczym mnie nie zaskoczą działo się coś takiego, że musiałam zmieniać zdanie. Z czasem już sama nie wiedziałam kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, komu pierwszoplanowe postacie powinny ufać, a kogo się bać. Przyznać muszę, że mam mieszane uczucia co do Julki, z jednej strony ta jej chęć poznania prawdy mnie fascynowała i cieszyłam się z jej uporu. Ale z drugiej miałam ochotę nią potrząsnąć, sprawić by się ogarnęła i zauważyła, że ma córkę, która potrzebuje matczynej uwagi oraz miłości. Co do Marianny zaimponowała mi, bo pomimo tak okrutnego losu, mimo załamania i strachu w którym żyła dawała sobie radę, raz lepiej, raz gorzej, ale trwała.
Książka ta to kawał dobrej obyczajowo-sensacyjnej lektury. Wciągnęła mnie i na dwa wieczory wsiąkłam w wykreowany przez autorkę świat. Żyłam losami rodziny Marianny, zżyłam się z nimi i próbowałam sobie to wszystko wyobrazić, a dzięki temu, jak pisze pani Anna udawało mi się to bez najmniejszego problemu. Opowieść jest smutna, czasami nawet mroczna i przerażająca, momentami miałam wrażenie jakby i mnie ogarniała beznadzieja, która dobijała bohaterów. Jednocześnie jest też jednak bardzo realna i autentyczna. To między innymi tym autorka mnie zachwyciła, a zaraz za tym, a może i obok jest to jak umiejętnie stworzyła fabułę powieści oraz w jaki sposób prowadzi akcje. Bardzo mi się ta książka podobała i cieszę się, że mam na półce dwa inne jej tytuły.
„List z Powstania” jest pełen emocji, tajemnic oraz zagadek do odkrycia. Z pewnością spodoba się wielbicielom tych wątków oraz czasów po zakończeniu wojny. Nie zabraknie i szczypty kryminału, co tylko dodaje napięcia. Książka posiada swój specyficzny klimat. Polecam, bo naprawdę warto.
*str. 19
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com/2014/02/zyjac-tajemni...