"Zjazd absolwentów" to jedna z najnudniejszych powieści jakie czytałem w ostatnich latach.
Francuski autor skupił się na opisie zapachu: eukaliptusów i lawendy; wyglądu postaci; brzegów Riwiery oraz zabudowań. Nawet muskający twarze mistral nie wniósł ożywienia.
Nieudana konstrukcja fabuły przypomina patchwork z wątków kryminalnych i obyczajowych.
Literacka i szczegółowa kreacja postaci wprawdzie przekonuje, ale podobnie jak senne opisy wydłuża ten quasi-kryminał.
Utworowi brak klimatu i napięcia, co zniechęca do lektury.
Wplecenie do fabuły wydarzeń które miały miejsce faktycznie, jeszcze bardziej ją uwiarygodnia.
Czytając miałem wrażenie że autor gdzieś zmierza, lecz czytelnik musi uzbroić się w cierpliwość by dobrnąć do końca. Pragnie też coś ciekawie ująć, jednakże nadaremne są to próby bo brak mu polotu.
"Zjazd absolwentów" to pierwsza czytana przeze mnie książka Guillaume Musso, zdecydowanie zniechęcająca do sięgania po kolejne. Stawiam rzadkie u mnie 5/10.
Przysypany śniegiem kampus prestiżowej szkoły. Trzej przyjaciele związani tragiczną tajemnicą. Dziewczyna, która znika w nocy.
Riwiera Francuska – zima 1992 r.
W mroźną noc, gdy kampus liceum zostaje sparaliżowany przez burzę śnieżną, 19-letnia Vinca Rockwell, jedna z najzdolniejszych uczennic w szkole, ucieka z nauczycielem filozofii, z którym ma potajemny romans. Dla nastoletniej dziewczyny mił...