"Czas huraganów" recenzenci kochają albo nienawidzą. Tutaj forma przesłania treść, dlatego na niej przede wszystkim skupię się w mojej ocenie. Narracja przypomina język mówiony, a raczej burzę myśli. Zdania bywają tak długie, że można się zgubić i stracić wątek. Pokażę jedno dla przykładu:
"Wszyscy osłupieli na jej widok, nie wiadomo tylko, czy bardziej ich on przeraził czy rozśmieszył, bo wyglądała komicznie - żeby w tym upale, w którym mózg się wręcz gotował, ubrać się na czarno, chyba zwariowała, idiotka, skąd ta potrzeba robienia z siebie stracha na wróble jak ci transwestyci, którzy co roku zjeżdżali na karnawał do Villi".
Zdanie kolejne jest jeszcze dłuższe, ale obawiam się, że zabrakłoby mi miejsca w recenzji, gdybym je przytoczyła. Język jest również bardzo wulgarny. Ta powieść zdecydowanie nie jest tym, czego zazwyczaj od literatury się oczekuje. Świat przedstawiony jest tak zły, że wygląda jak odbicie naszej rzeczywistości w krzywym zwierciadle. Szok i kontrowersje przebijają tutaj z każdej strony. Tak jakby autorka pragnęła wylać na współczesnego czytelnika wiadro zimnej wody.
Jak ja odebrałam tę książkę? Przede wszystkim widzę w niej eksperyment literacki. Dzieło, które mogłoby być lekturą na studiach. To coś trudnego, nad czym można się pochylić i zanalizować pod różnymi kątami. Na pewno nie odczuwałam przyjemności podczas czytania, to zdecydowanie nie jest tytuł dla rozrywki. Myślę, że to jedna z takich książek, na czytanie której musi być odpowiedni czas i miejsce w życiu czytelnika. Również nie jestem specjalnie poruszona taką tematyką (prostytucja, bieda, agresja... długo by wymieniać, co tutaj się znalazło), bo pamiętajmy, że to nie jest reportaż, tylko fikcja literacka. Poza tym od początku jesteśmy bombardowani szokującymi treściami, z czasem po prostu przestaje się na to zwracać uwagę.
Dlatego moja ocena pozostaje neutralna. Doceniam pomysł i wykonanie, ale nie porwało mnie to ze sobą. Polecam osobom, które mają ochotę przeczytać coś innego niż zwykle i trudniejszego w odbiorze.