Z twórczością Zośki Papużanki miałam okazję zetknąć się przy jej wcześniejszej książce „Przez”, która wywarła na mnie duże wrażenie zarówno pod względem formy, jak i zawartego w niej przekazu. Chętnie sięgnęłam więc po kolejną pozycję kryjącą się pod sielankową, wypełnioną kolorami okładką. Tym bardziej, że akcja rozgrywa się na wsi w czasach PRL-u, które tak dobrze pamiętam jako dziecko.
Rodzina naszej narratorki, kilkunastoletniej dziewczyny, jedzie na wakacje do rodziny na wieś. I to jej oczami przypatrujemy się życiu na wsi, zarówno jej mieszkańców, jak i przyjezdnych. Przygląda się poszczególnym ludziom, ich charakterom i relacjom. Zatargom i niesnaskom przechodzącym z pokolenia na pokolenie. Beztroskim dziecięcym zabawom, ale i ciężkiej pracy w gospodarstwie. Od jej słów emocje buzują. Budzą się wspomnienia. Przecież tak było. Dokładnie tak.
To opowieść o zwykłych ludzkich ułomnościach, zacietrzewieniu, skrywanej niechęci, patriarchacie, ale również roślinach leczniczych, które mogły przynieść ukojenie na różne dolegliwości ciała, ale nie mogły ukoić duszy.
Narratorka jest niezwykłą obserwatorką, która w codziennym życiu dostrzega więcej. Odczuwa emocje, które uwierają i nie pozwalają cieszyć się beztroskim okresem wakacji. Które zatruwają pozorną wiejską sielankę.
Pięknie napisana i budząca masę wspomnień powieść.
"Kąkol" to powieść o powrocie do wakacji spędzanych na wsi, do przyrody, dzieciństwa – trudnego, naznaczonego niewyjaśnionym międzypokoleniowym konfliktem ludzi przymuszonych do bycia ze sobą. Narratorka patrzy na świat oczami kilkunastoletniego dziecka, rozdartego między ojcem, pełniącym funkcję autorytetu, ale dalekim i zdominowanym przez swojego ojca, a matką, która jest postacią idealną, niez...