Mały, zaledwie czteroletni Georg Roed, traci ojca. Zostaje więc wychowywany przez mamę Veronikę, która po paru latach wychodzi za Jorgena. Natomiast ojciec Georga miał dwa imiona Jan Olav, był lekarzem i niezwykłym marzycielem.
Po jedenastu latach od jego śmierci, Georg otrzymuje od niego list, schowany w wózku dla dzieci, dodam, to niezwykła i długa epistoła, ciągnąca się przez większość książki. Georg wraz z czytaniem go, coraz lepiej poznaje naturę i historię swego ojca, historię której nie mógł poznać, z powodu choroby i przedwczesnej śmierci ojca.
"Dziewczyna z pomarańczami" ma moim zdaniem, nie tylko dużo walorów, ma także trochę słabych stron. Zacznę od tych pierwszych.
Niewątpliwie tematy podejmowane w powieści są, zarówno uniwersalne, jak ponadczasowe, a więc nader ważne dla każdego człowieka. Są podejmowane nie wprost i w ciekawy dla mnie sposób. Poza tym, Gaarder wykazuje się wielką wrażliwością, zachwyca się pięknem świata i niesamowitością wszechświata. Parę faktów z astronomii jest tak ciekawie opisanych, że mam ochotę zgłębić swoją wiedzę na te tematy.
Minusami są: powolna akcja, brak rozdziałów, dosyć częste powtórzenia i cukierkowa miłość. Mamy tu platońską ideę miłości, która w praktyce zdarza niesamowicie rzadko.
Polecam tą książkę szczególnie młodym osobom.