Powieść nawet bez nazwiska autorki na okładce potrafiłabym jej bezbłędnie przypisać. Dlaczego? Widać tu bowiem charakterystyczny humor: pacjenci szpitala piją colę z dwoma mrugnięciami, prawie stuletnia Hortensja korzysta z Fejsa czy hit tego tomu - równoczesny poród żony oraz krowy Pierwszego i związane z tym okoliczności. Jeszcze długo bawiła mnie ta sytuacja.
Kolejny element typowy dla magnoliowych powieści to początkowa nuda - podobnie jak w dwóch poprzednich częściach, tak i tutaj pierwsza połowa książki, gdzie niewiele się dzieje (przypominane są ponownie historie Luizy i Rudolfa, Lenki Sikorówny i jej zaginionej córeczki, życiorysy Olgi i Doris) jest zwyczajnie powodem do przysypiania... Niestety.
Dopiero później akcja nabiera tempa, tajemnice zaczynają się wyjaśniać, zagadki odkrywają przed nami, że nie każdy jest tym za kogo się podawał, że nie wszyscy są w szpitalu psychiatrycznym bo muszą, że niektórzy udawali kogoś innego - najczęściej dla dobra innych albo, by ukryć prawdziwe "ja" dla lepszego samopoczucia. Bohaterowie szukają odpowiedzi na wydarzenia z przeszłości, dowiadują się nie zawsze pozytywnych informacji, rozważają jak pokierować swoim życiem, by osiągnąć szczęście... I czasami to przypadek sprawia, że podejmujemy takie a nie inne decyzje. Czy zawsze słuszne?
Natomiast finał.... znów jest typowy dla Jeromin-Gałuszki w magnoliowym cyklu - śmiało przyznaję mu złoty medal! Szokujące rozwiązania, nietypowe wyjaśnienia wcześniejszych zdarzeń, odkrycie prawdziwych tożsamości niektórych bohaterów, całkowita zmiana myślenia o tym kto jest dobry a kto zły...
całość recenzji:
https://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2016/06/grazyna-jerom...