Dodano: 21 III 2013, 20:27:51 (ponad 12 lat temu)
Damian - streszczenie cz. 1
1. Góra
Struktura opowiadania to raz jeszcze przejście z perspektywy zewnętrznej ku wewnętrznej. Dwaj przyjaciele – Damian i Beniamin – siedzą na szczycie niewysokiego wzniesienia. Mają stamtąd całkiem niezły widok na najbliższą, domową okolicę. Wspólnie podziwiają wszystko, co widzą, a także to, czego mogą się tylko domyślać. Odzwierciedla się to najwyraźniej na ich obliczach. Chłopcu przypominają słowa matki. Wspominała mu przed zaśnięciem, że wszystko jest dane. Nikt nie ma nic na własność. Nawet sam do siebie nie należy. Jest w nim niezgoda. Tylko Bóg żyje sam ze sobą w zgodzie. Miłosna cieśń zbratania się wszystkiego ze wszystkim przerwana zostaje przez piętrzącą się górę. Chłopcy nazywają ją „górą rodzicielską”, ponieważ to dzięki niej najbliższa okolica może być tym, czym właśnie jest. A jest tym, czym jest zawsze za jej pośrednictwem. Wszystko istnieje ze względu na nią, nawet myśli, by być właściwymi myślami, muszą się mierzyć z jej ogromem. Na to dumne, „rodzicielskie” wypiętrzenie góry, zwraca szczególną uwagę Damian. Decyduje się na pewien niewinny według niego eksperyment. Postanawia przekląć majestat góry, zagłuszyć ją tak, aby cała okolica słuchała tylko ich, aby to ich głosy były decydujące. Wspólnie z Beniaminem, łapiąc się za ręce i tańcząc kółeczka wmyślają obelgi i przekleństwa.
Zabawę przerywają im dźwięki muzyki. Melodia przenika ich na wskroś. Beniamin dostrzega, że to gra jeden z pasterzy wypasających stada owiec na zboczach góry. Muzyka wdziera się w Damiana, chłopiec pada na ziemie zwalony ciosem niewidzialnego przeciwnika. Czuje jakby ktoś, albo coś kościstym paluchem wdzierało się do niego rozrywając pępek. Muzyka rozbrzmiewa tak mocno, że w końcu ucieleśnia się w jego krwi, która rozlewa się z jego brzucha. Chłopiec mdleje.
Budzi się, dostrzegając wielkie, dyszące piersi i dorodne biodra Babicy – wiejskiej znachorki. Kobieta troszczyła się o jego wyzdrowienie. Smarowała go przeróżnymi, śmierdzącymi maściami, porozwieszała nad łóżkiem zioła i amulety. Damian słyszy pokorne modlitwy swoich rodziców. Sam też zaczyna się modlić i przepraszać niebieskiego króla za swoje grzechy, które musiał popełnić, skoro jakaś „złoba” zaczęła go męczyć. Prosi o przebaczenie i oddalenie od niego zła. Nie rozumie, dlaczego coś zaczęło dobierać się do jego brzucha. Modlitwę kończy potrójnym „Amen”.
Damian szybko wraca do zdrowia. Po kilku dniach może jak przedtem włóczyć się z Beniaminem po okolicy. Znajdują na bagnach szczerzące się szkielety psów. Po czaszkach próbują zgadywać, jak zwierzaki spędziły swój żywot. Stwierdzają, że bardzo dobrze zadomowiły się w zamulonych bagienkach i tę radosną myśl, starym zwyczajem, chcą zanieść dalej. Damian jednak ponownie czuje ukłucie szponiastego palucha. Okolica ponownie zwraca na niego swoje złe oko.
2. Babica
Elizę – matkę Damiana – nawiedza Babica. Chce ją jak najszybciej poinformować o pewnym zdarzeniu, które uświadomiło jej przyczynę „choroby” Damiana. Zielarka, przecisnąwszy się przez drzwi, siada przy stole, częstuje się nalewką i zaczyna opowiadać. Mówi o tym, że pewnej nocy nawiedził ją demon. Najpierw przeczuwała coś dziwnego, jakby wielkie i złe oko przypatrywało się jej przez cały dzień. Wieczorem zaś do jej chatki wkradła się Nocnica. Szukała amuletów, które Babica ukrywała w komodzie. Zły duch, rozglądając się po pokoju szeptał cicho imię chłopca: „Damian, Damian, Damian”. Babica skropiła zmorę święconą wodą, którą trzymała zawsze w pogotowiu. Krople zraniły potwora, który przed ucieczką zdążył jeszcze splunąć Babicy prosto w oczy, oślepiając ją na kilka dni. Nieszczęśliwa przygoda z Nocnicą przypomina starej kobiecie o zaniedbaniach, jakich dopuściła się podczas narodzin chłopca. Zielarka zapomniała bowiem zakopać odciętej pępowiny, („grzesznego sznura”) pod drzwiami albo pod drzewem (wysuszyła ją i schowała do komody). Podobnie zrobiła z błonką, która opatulała głowę Damiana (syn Elizy był „w czepku urodzony”). To rozgniewało leśne duchy. Proponuje własne rozwiązanie tego problemu. Wie, że zbliża się okres Wyjścia Damiana. „Wyjście” jest rytuałem przejścia, chłopiec musi udać się w głąb lasu, dojść do uroczyska, spędzić tam noc, ugodzić się z duchami mokradeł. Rytuał ten jest symbolicznym przejściem z wieku dziecięcego ku dorosłości. Babica radzi by Damian zabrał ze sobą pępowinę i wrzucił ją w ogień, by chłopiec sam dopełnił rytuału, którego zielarka zaniedbała. Jedynie w tym widzi staruszka możliwość przebłagania duchów.
***
W krótkiej rozmowie pomiędzy chłopcami Damian zwierza się Beniaminowi, że się zakochał. Niestety nie zna imienia dziewczyny, nie potrafi z pewnością stwierdzić, jakiego koloru miała włosy („…chyba złote”), ani jak była ubrana („Ona chyba nie była ubrana!”), ze wstydem przyznaje, że dokładnie widział jedynie jej nogę.
***
Przyjaciele postanawiają dotrzeć do „rodzicielskiej góry”. Wydaje im się, że skoro wszystko zaczęło się od wybrzmienia melodii granej na piszczałce przez pasterza, to po pomoc trzeba iść właśnie tam. Po długim marszu docierają na miejsce. Zaczyna już zmierzchać. Pytają pierwszego napotkanego pasterza o najlepszego grajka, jakiego nosi rodzicielska góra. Ten odpowiada im bełkotliwie, że wszyscy pasterze grają najlepiej. Z przestrachem zbliżali się do ognisk, by się ogrzać. Bardzo bali się pasterzy, gdyż ci pili już na potęgę. Ich niemrawe przymierzania się dostrzega siedzący przy ognisku pasterz. Zaprasza, by się przysiedli i napili. Damian i Beniamin częstują się z ochotą, po czym, przekrzykując jeden drugiego, starają wytłumaczyć starcowi, że szukają najzdolniejszego grajka wśród nich, bo jest taki jeden, który sprowadził na Damiana nieszczęście i tylko jako taki, może je od niego oddalić. Pasterz przygląda się im podejrzliwie i po chwili poczyna mówić. Twierdzi, że nikt tutaj nie jest w stanie nikomu pomóc, gdyż pasterze adorują jedynie powolne upadanie góry, która już od lat się nie wznosi, tylko kamień po kamieniu wykrusza. Powtarza, że nie ma już takiego grajka, ale niegdyś był u nich ktoś bardzo podobny i diabelnie zdolny. Nazywał go lekarzem. Pasterz ów swoją grą potrafił wydobywać z ludzi wszelkie choroby duszy i ciała. Wszelkie zło wyłaziło z nich, ale tylko na czas trwanie melodii. Później ponownie wcielały i „wduszały” się. Grajek śmiał się wtedy głośno. Wszyscy go za to znienawidzili. Starzec opowiada im także o swoim spotkaniu z niezwykłym muzykantem. Pamięta, jak grał mu przez całą noc najpiękniejszą pieśń. Później zaś domagał się od niego usłyszeć, jakie wrażenie na nim zrobiła i co też udało mu się w niej usłyszeć. Starzec opowiadał, że z ledwością udało mu się poskładać wyrazy w zdania, ale powiedział: Jesteśmy wszyscy, wy i my, i wszystko, co robimy, i wszystko, co robić będą po nas, ostatnim tchnieniem życia i pierwszym chichotem śmierci. Z czasem coraz więcej jest śmiechu. Żyjesz, więc przyzwyczajaj się do śmierci. Myśl jego bardzo się grajkowi spodobała. Sam muzykant dołożył swoje prawdy: Kto żyw umiera pośpiesznie oraz I nie ma zmartwychwstania. Pasterz kończy tym swoją opowieść i próbuje zagrać dzieciakom tę pieśń, którą sam nazywa „kłamstwem”. Na dźwięk piszczałki ogarnia ich senność, której nie mają siły pokonać. Osaczają ich dźwięki, których znaczenia nie mogli spełnić ani najsmutniejszymi słowami, ani żadną gorzką łzą. Zasypiają.
Zbudzili się nazajutrz. Stąpając na palcach, by nie obudzić śpiących i porozrzucanych jak kamienie polne pasterzy, udali się z powrotem do domu. Damianowi pojawiła się jeszcze pewna myśl – musi zwrócić się o pomoc do kogoś silniejszego.
Użytkownik nie wystawił oceny książce.