Niedawno cieszyłam się z powrotu do Świata Wynurzonego, a tu już czas się z nim pożegnać. Tym razem, niestety, na stałe, bowiem "Legendy" są ostatnią trylogią osadzoną w tym świecie. Ciężko wyobrazić mi sobie lepszy tytuł dla tej części, bowiem ten jest wybrany idealnie.
Adahara stała się ostatnią Sheeiren, Poświęconą. Nie do końca wiem dlaczego, bo wyjaśnienie jest średnie - nawróciła Marvasha, Niszczyciela, na stronę dobra. I tyle. Nieco naciągane, bo jak nie patrzeć, Niszczycieli było dwóch, z czego jeden został ocalony, a drugi dokonał niesamowitych zniszczeń. W pewnym sensie można zgodzić się z Theaną, że wygrał. Zakończenie cyklu wojna-pokój-wojna, również nie wydaje mi się możliwe. Sennar uznał go za naturalny i ciężko się z nim nie zgodzić - nieważne czy w książce, czy naprawdę, jest to cykl ciągnący się przez wieki i leżący w naszej naturze. Jak można podsumować zakończenie? Miało być doskonałe, bohaterowie mieli być szczęśliwi, autorka chciała dać swego rodzaju nadzieję czytelnikom, że nie ważne jak źle jest teraz, na pewno będzie lepiej. To było przesłanie wszystkich trylogii Świata Wynurzonego. Tym razem nie wyszło, bo nie wszystko trzyma się logiki, nie wszystko można wyjaśnić.
W tym tomie dobrze poznajemy króla Elfów (dlaczego autorka tylko tę rasę wyróżniła, pisząc jej nazwę wielką literą, nie mam pojęcia), Kryssa. Piękny, mądry, z niesamowitą charyzmą. Nie został przeidealizowany jak mogłoby się wydawać. Jest chyba najbardziej ludzką postacią ze wszystkich. Nie ma wielkich wymagań, czy marzeń. Nie zastanawia się nad dobrem świata czy czymś takim. Właściwie to nawet o swój własny lud średnio dba. Chce być zapamiętany. Wybrał do tego drogę przez odbicie Świata Wynurzonego i zniszczenie jego mieszkańców, bo ta była wygodna i gdyby cel został osiągnięty, to rzeczywiście by go zapamiętano. Nie udało się? Cóż, i tak wątpię, by go zapomniano. Ludobójstwo jakoś dziwnie długo pozostaje w pamięci ludzi... Chyba najlepsza postać w całej serii.
„Ostatni bohaterowie”, to wiele postaci występujących w książce. Dubhe ginąca za swój lud, powoli niszcząca się dla niego. Amina, która w końcu staje się prawdziwą księżniczką i wykrada ciało babki wrogiej armii, tym samym przywracając nadzieję mieszkańcom Świata Wynurzonego w możliwość wygranej. Kalth dbający o sprawiedliwość i praworządność nawet w obliczu tak tragicznych wydarzeń jak wojna i zaraza. Theana poświęcająca mnóstwo sił i czasu na uratowanie wszystkich krain - czy to przed chorobą, czy przed Niszczycielami. Lyr, która wolała śmierć niż dalsze służenie Kryssowi i jej siostra bliźniaczka, stająca na czele ruchu oporu, występująca przeciw własnej rasie, by zarazem ją ocalić. Adhara poświęcająca wszystko dla ukochanego. Amal zmieniający swe przeznaczenie. Każdy był swego rodzaju bohaterem, choć wykazali się na różne sposoby, zależne od zajmowanej pozycji. Zależnie od tego, co mogli zrobić lub czego chcieli. Każdy mierzył się z własnymi przeciwnościami - ze zdradą, własną niemocą czy innymi ludźmi. I to chyba jest prawdziwe przesłanie tej części - każdy może zostać bohaterem. Wystarczy, że będzie tego chciał.
Czy książka jest dobra? Daleko jej do poprzednich z tej serii. Jest dość przyjemnym zakończeniem, ale widać, że cały pomysł już się zaczął wypalać. To, co w serii było najlepsze, tutaj zaczęło zanikać - bohaterowie nie są tak ujmujący, ciężko się z nimi utożsamić. Fabuła, choć też ciekawa już nie jest tak płynna i lekka. Widać schemat niemożliwości pogodzenia się z własnym losem do ostatniego tomu i nagle, trach!, i wszystko okey, Poświęcona wchodzi w swoją rolę. Trochę przykro, ale koniec był nieunikniony. Szkoda, że nie nastąpił po "Wojnach".
----
Recenzja ukazała się również na moim blogu coffee-kafes.blogspot.com